wtorek, 2 grudnia 2014

Sandstorm

Pogryzł mnie komar w piętę lewej stopy i swędzi już drugi tydzień. Strasznie ciężko nie naruszyć kruchego zen, szczególnie w nocy.

Granie w gry dało umiejętność adaptacji i improwizacji na takim poziomie, że potrafię zdać statystykę bez chodzenia na zajęcia i uczenia się. Tak, okazuje się, że jestem dobry w wyszukiwaniu rozwiązań w czasie rzeczywistym praktycznie bez wiedzy na temat. W ogniu walki, tu i teraz, na żywym mięsie. Pewnie dlatego tak strasznie nie lubię żmudnej pracy z przygotowywaniem jakichś smutnych raportów, czy analiz.

Nadal jestem zmęczony. Za to święta nadchodzą, soł brejs jorself.

niedziela, 23 listopada 2014

Time in a bottle

Jest taka scena w Insygniach Śmierci, kiedy Hagrid przynosi Harrego na rękach i wszyscy krzyczą radośnie, że Harry żyje. I w tym tłumie można wyłapać Georg'a, który krzyczy "Fred! Harry żyje!", a po chwili dociera do niego, że jego brat nie żyje i już nigdy go nie zobaczy. Dem feels.

Dlatego nie lubię kończyć rozgrywek w Left4Dead w niepełnym składzie. Ja wiem, że to tylko gra i że nie było absolutnie możliwości wrócić po Patryka do posiadłości, bo był obsrany przez boomera, a najmocniejszy członek ekipy miał najwyżej połowę energii. But still, that sucks.

czwartek, 13 listopada 2014

sobota, 1 listopada 2014

niedziela, 26 października 2014

Lemon tree

To smutne, jak Gotye z międzynarodowego numeru jeden na listach przebojów stał się tylko somebody that I used to know.

Chyba dopadła mnie jesienna chandra. Nawet fajna, wróży rychłego Chrono Triggera.

piątek, 24 października 2014

Hatchet

Nie podoba mi się dorosłe życie. Nie podoba mi się, że muszę pamiętać o przelewach, terminach. Że muszę iść do notariusza. Albo złożyć druk IN-cośtam. Podpisać akt, albo umowę. (Co oni później robią z tą makulaturą? Siedzą i się na nią patrzą?) Nie lubię wyrażenia księgi wieczyste. Nie podoba mi się ZUS DRA, jest szpetny jak dziwka uzależniona od metamfetaminy. Brzydzę się obywatelskim obowiązkiem oraz abonamentem RTV. Mierzi mnie wizja poduszki powietrznej wtłaczającej mi szluga w pysk, bo jakiś kretyn postanowi we mnie wjechać. (Technicznie - scenariusz prawdopodobny jak każdy.) Nie rozumiem podatku dochodowego. Pochodnych pracodawcy też. Ani tego, że sytuacja energetyczna kraju jest zależna od tego, jak się.dogada ze sobą dwoje ludzi, na których nawet nie głosowałem. (A jeśli mają niekompatybilne znaki zodiaku?) Nie mam ochoty ufać, że mechanik wymienił mi piszczącą rolkę od napinacza, podczas gdy tak naprawdę skasował stówkę za polanie paska wodą.

Nie chcę być częścią tego wszystkiego. Chcę mieszkać na jakimś zadupiu, pisać jakieś rzeczy za pieniądze i mieć internet po światłowodach. W zimowe poranki wkurwiać się na mróz i ogrzewać się przy kuchni z kafli. Garażować Ładę Nivę w szopie z resztkami słomy datowanymi na rok czterdziesty drugi. Podwozić sąsiadów do urzędu w mieście za bańkę mleka, albo koszyk jajek. Mieć blaszaną patelnię i okna zamykane na haczyki.

No. Dziesięć lat maks. Zobaczycie. W to, co teraz też mi nie wierzyliście, a tymczasem tadam!

czwartek, 16 października 2014

Tsunami

Przyszedłem do knajpy, pierwszy raz od chyba roku. Niezbyt urodziwa dziewczyna popatruje na mnie przez ramię swojego chłopaka. Piję soczek z pomarańczy skoncentrowanej, a stołek barowy skrzypi pod niewyoabraźalnie grubą kobietą przy barze. Co ja tu, kurwa, robię? Jestem zmęczony, nowiuteńki pad kurzy mi się koło monitora ful ha de, a mnie jakoś ciągnie do ludzi. Bo inaczej nie ma o czym pisać.

Nigdy nie mogłem zrozumieć fotografów, chociaż też im trochę zazdrościłem, że z jednej strony łażą z tymi armatami i robią nieprawdziwe zdjęcia świata, który nie istnieje, a z drugiej strony ktoś im jednak wierzy.

Enyłej.

Kurwa, same brzydkie baby w tej budzie. Chociaż ta gruba byłaby spoko, tylko niepotrzebnie jest taka wielka.

Natomiast dowiedziałem się, że jak Niemcy złapią cug, to nam w rewanżu dojebią oraz cioty kurwa. Możliwe, że jak na ostatnim przystanku poszedłem się odlać, to świat odjechał beze mnie i teraz jestem do tyłu o kilka rzeczy.

niedziela, 12 października 2014

Bullets

Grzegorz próbuje mnie nawrócić na dobrą drogę, na której ludzie nie używają brzydkich wyrazów oraz nie mówią o innych per zjeb nawet w żartach. Jakkolwiek życzę mu powodzenia, tak zastanawiam się, jak to jest, że prawy w swym mniemaniu Grzegorz próbuje wtłoczyć mi swoją prawość, a nieprawy ja raczej mu się ze swoją nieprawością nie narzucam.

Invictus mi ostatnio krąży we krwi. Jacek przed nikim nie klęczy, Grzegorzu.

czwartek, 18 września 2014

Stay with me

Po ostatnich rozważaniach na temat szeregowego żołnierza radzieckiego w Katyniu coś mnie nagle kopnęło. Dotarło do mnie z całą intensywnością, że w czasach, w których przyszło nam żyć, o wiele większe kontrowersje wzbudziłoby pokazanie się w miejscu publicznym w koszulce z napisem

"NIE OGLĄDAŁEM PULP FICTION"

niż z napisem

"ISIS W TEJ CHWILI MORDUJE KOBIETY I DZIECI".

Albo

"CHRZEŚCIJAŃSCY FALANGIŚCI DOPUŚCILI SIĘ LUDOBÓJSTWA W SABRZE I SZATILI".

Albo

"BIAŁY FOSFOR ROZPUŚCIŁ PŁUCA NIEWINNYM NIEMOWLAKOM W FALUDŻY".

Albo sam sobie coś wymyśl.

wtorek, 9 września 2014

Iluzji łąka

Tak, wróciłem. Metropolis mnie boli pod żebrem jak groch pod kolanem, więc wróciłem, gniecie uporczywie, aż mi się sok do herbaty zżelował w kisiel dżem, kurwa.

Strasznie mi pusto wkoło, bo moje najnowsze hobby jest moim najsmutniejszym hobby. Oglądam zdjęcia na fejsbukowych profilach imprezowni i z jednej strony sakramencko bawią mnie powyginane ciała dziewcząt zacnych i umalowanych mocno, co do dekoltów uczepione jak smark matczynej kiecy mają kawałki materiału, a mini miniaturowe tak, że niemal im wątroba prześwituje przez majtek koronkę oraz faciów o facjatach wyidealizowanych jak z żurnala, że aż konsternacja chwyta ile typ takiego typu lat spędził przed lustrem, odrysowywując z reklamy Calvina Boss'a fizji wyraz i piór układ, że o tej koszuli w kantkę przez grzeczność nie wspomnę. Z drugiej strony zaś strasznie mnie smucą puste mordy dziewcząt wypacykowanych jak na pogrzeb w jakimś siole, co cycki na wierzchu układają tak, by tylko sutek zakryć i wyginają się na widok fotografa, albo szczerzą nieszczerze, żeby dobrze wypaść, bo na fejsbuku wszyscy muszą koniecznie zobaczyć jak u nich dobrze jest, jak ciekawie, jak ładnie, pełno, żywo i prawdziwie, a rano te typy typu syn fryzjera budzą się obok kogoś zupełnie innego.

Tak jakby wszyscy robili wszystko, żeby tylko świat cały i oni sami mogli uwierzyć sobie, że nie są sami jak sam potrafi być tylko człowiek w kurewsko wielkim tłumie jednako pomalowanych kurew i pajacy, wszyscy nieudolnie dążący do kopulacji i gdzie z tym sznurkiem na imprezę, durna kurwo, ściąg ten makijaż, wskocz w dres i oglądaj dekstera z lodami.

Nie no, jakiś ogólnie smutny jestem. Ale moje nowe autko ma obszerną tylną kanapę i przyciemniane z tyłu szyby, so I got that going for me, which is nice.

wtorek, 27 maja 2014

czwartek, 13 marca 2014

This world

Dawno mnie tu nie było. Samochód kupiłem, jeździ. Teraz chcę terenówkę.

Ludzie się skończyli na kill'em all.

czwartek, 13 lutego 2014

Sonne

Nigdy nie chodzi o to, ile można wygrać. Chodzi o to, ile się nie wygrywa nie dlatego, że się nie może, a dlatego, że nie tędy droga.

wtorek, 11 lutego 2014

Fotki

Źdźbła trawy z Nortonem i kolejna Czarodziejska góra w przekładzie na nasze z powalającą grą aktorską. Można tysiąc razy powiedzieć, że Depp jest świetny i nie pomylić się ani raz, ale tysiąc razy powiedzieć, że bezbłędne jest aktorstwo można powiedzieć tylko o Nortonie.

Sokrates mówił o samokontroli i braku możności jej osiągnięcia, so challange accepted.

czwartek, 6 lutego 2014

środa, 5 lutego 2014

Peron

Kupiłem sobie w końcu Spokój Bartisa i trochę mam stracha, bo jak czytałem to pierwszy raz, to miałem pewnie z szesnaście, może siedemnaście lat, a teraz jestem trochę starszy. Mimo to pamiętam, że ta książka jest o rzeczach w jakiś sposób dla mnie trudnych i kto wie, co się wydarzy.

Polecam następny dodatek limanowski w jakiejś tam gazecie, może się zdarzyć, że będzie moja morda.

piątek, 31 stycznia 2014

Nigdy już nie wróci

Siadam nadal wieczorami na klatce schodowej i czytam coś, bo przecież coś trzeba czytać, a teraz akurat Stasiuka, kupiłem jakiś czas temu i w miarę czytania przypominają mi się jakieś rzeczy. Koszulka adidas, czarna, z jakby herbem, za duża, bo na mnie wszystko jest za duże, nawet o północy, w upał taki, że myślałem tylko o tym, czy śmierdzę od oblepiającego mnie potu. I niebieska sukienka też tam była. Piosenki o miłości, bo w pewnych momentach wszystkie piosenki są o miłości, jakieś niezdarne zdania wielokrotnie nieskładne, coś o pluciu z mostu, może ławka bez oparcia.

Świadomość, panowanie nad sobą, bycie sobie okrętem i sterem, kapitanem i panem, paskudna właściwość, bo żadne wspomnienie nie jest mętne, wszystko brutalnie wyraźne.

Od jakiegoś czasu tytuł każdego wpisu to tytuł jakiejś piosenki. Dziś straszny smut.

czwartek, 30 stycznia 2014

Music sounds better with you

W poszukiwaniu określonych elementów składowych tego, co od wieków miało tak wiele nazw, jak absolut, prawda, to, nie można się ograniczać do konkretów, myśleć kategoriami systematycznymi. Przede wszystkim trzeba założyć, nie, wróć, przyjąć za pewne, że nigdy nie uda się tego znaleźć, że te pojedyncze kadry, które udaje się na moment uchwycić, specyficzne przymrużenie oczu osoby w tylnim rzędzie, swoje odbicie w szybie samochodu, czyjeś pociągnięcie nosem na przystanku Basztowa, czy specyficzny zapach w podziemnym przejściu, który uderza w potylicę jak kowalski młot - to wszystko zniknie w ułamek sekundy i nie uda nam się tego zatrzymać, a nieliczni szczęśliwcy, którzy ten absolut jakimś cudem znaleźli ujęty na stałe w jakimś zjawisku, oni z kolei nigdy sobie tego nie uświadomią.

Przegrałem dziś mentalną potyczkę w tak nieoczekiwany sposób, źe do teraz się dziwię, jak mogłem przegapić coś tak oczywistego.

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Randori

Nadkontrola i nadodpowiedzialność - tego dowiedziałem się o sobie w ten weekend. Poza tym zaatakowały mnie objawy tego czegoś, co dwa lata temu zawiozło mnie na SOR, ale się nie dałem, czyli poszerzania granic kontroli nad sobą samym ciąg dalszy.

Dzisiejszy temat, drogie dzieci, to symulowanie sraczki poziomu drugiego, które różni się od poziomu pierwszego tym, że symuluje się nie tylko w pracy, ale też w domu i wśród znajomych. Poza tym, że to idiotyzm, to jednak wymaga umiejętności i samozaparcia, bo na przykład posiedzieć w kiblu dwadzieścia minut grając w Final Fantasy 5 na komórce, albo pisząc na facebooku, potrafi każdy, ale wpierdalać sucharki, kiedy kolega obok z premedytacją i przesadną zamaszystością żuje soczyste mięso wołowe z pysznym sosem, to już jest sztuka wręcz sceniczna. Szczególnie kiedy głównym motywatorem jest zasadniczo średnia -oh, pardon - cipka.

Za to odkryłem świetnych ludzi na studiach. Już mówimy do siebie per kutasiarzu, komentujemy dupę tej dziewczyny w błyszczących spodniach, albo gapimy się sobie na cycki, jeżeli akurat takowe posiadamy. Naturalnie na wejściu narobiłem gnoju i nikt mnie nie lubił, ale teraz takich zatwardziałych hejterów została tylko trójka, wszyscy zresztą irrelevant.

Podsumowując, człowieka nie definiuje to, kim jest, a to, kim potrafi się stać. Bo Nietzsche to jest chyba najbardziej niedoceniany i źle interpretowany łeb ever. Rzecz w tym, żeby nie stać się kolesiem, który siedzi w kiblu, który służy za garderobę w oczekiwaniu na wejście na scenę

Chyba.

czwartek, 23 stycznia 2014

Takira

Jestem raczej typem zadaniowca. Kiedy pojawia się problem, to automatycznie optymalizuję ścieżkę rozwiązania i idę nią. Jak nie mogę takiej ścieżki znaleźć od razu, to szukam jej szybko i skutecznie. I to wszystko jest dziwnie negatywnie odbierane przez ludzi, nie rozumiem tego, ale to pewnie ma związek z niedoborem emocjonalnym tych działań.

Albo mam aspergera, czy coś podobnego, w tych czasach na pewno jest na to nazwa.

wtorek, 21 stycznia 2014

Celestial anihilation

Lubię antagonistów i uważam, że strącenie Szatana do piekła to był pierwszy przejaw dyskryminacji w dziejach.

EDIT: Przeczytałem kiedyś w internecie, że wada bycia owcą to nuda, a wada bycia wilkiem to samotność.

niedziela, 19 stycznia 2014

Disconnected child

Od zawsze miałem niezdrową tendencję do szukania tego fajnego tam, gdzie sugerował świat. Nawalić się w weekend, bo to jest takie fajne mimo tego, że, zdychając na kaca dzień później, wszyscy patrzyli po sobie i nikt nie chciał na głos przyznać, że nie ma w tym nic fajnego. Cała masa tych fajnych rzeczy rozbita w pył przez jeden spokojny wieczór, przez film ze znajomymi, przez słuchanie Mad world na słuchawkach w dusznym i mokrym MPK, to wszystko pozwoliło mi zrozumieć, że lepiej zostawić fajne rzeczy fajnym ludziom.

Albo po prostu jestem nudny, bo tak też może być.

sobota, 18 stycznia 2014

Unchained melody

Poznałem dzisiaj filozofię posiadania. Zwykle jak mam rzeczy, które zasadniczo działają, ale już ich nie używam, to oddaję je komuś, kto z nich skorzysta. Ale dziś nabyłem kurtkę wiosenną Calvin Klein, która jest na mnie delikatnie za duża i zamiast ją oddać, schowałem i trzymam.

Poza tym zapisałem się na kurs niemieckiego. Jak już pójdę do piekła, to się tam dogadam.

piątek, 17 stycznia 2014

Lux æterna

Z drugiej strony to przecież nie bycie szczęśliwszym zapewnia nam szczęście, a bycie lepszym, nie w sensie bycie lepszym od kogoś, czy lepszym niż inni, a konkretnie bycie lepszym od siebie z dnia poprzedniego. Nie dawać z siebie tyle, ile trzeba, a tyle, ile można, poznać swoje granice i przekroczyć je, a kiedy nie da się ich przekroczyć - obejść.

Być, nie mieć, czy jakoś podobnie.

środa, 15 stycznia 2014

Mad world

Po latach wracam do dawnej, może nawet licealnej, filozofii i powoli dociera do mnie, że to nie ten kulawy hedonizm, który uprawialiśmy, nie zpauperyzowany nihilizm, który był nam banderą, nie Fukitol 50mg w kieliszkach, który spożywaliśmy był tą, tak wtedy kuszącą, autodestrukcją. Teraz właśnie, przez każdą z ośmiu godzin w biurze niszczymy się w taki wyrafinowany sposób. Wszystkie godziny na uczelni, każda minuta przed komputerem, pojedyncza sekunda, którą spędzamy nie tam, gdzie byśmy chcieli, każdy oddech i chwila, których nie dzielimy z tymi, z którymi chcemy - to jest prawdziwa autodestrukcja. Za dwadzieścia, trzydzieści lat spojrzymy wstecz i powiemy tak, osiągnęliśmy to, jesteśmy wyskillowanymi do granic możliwości profesjonalistami ze stabilnym saldem i bez jednego wspomnienia, które otwierałoby w nas furtkę prawdy. Pierwsi jebańcy nowej ery, pionierzy zmarnowanych nadziei, prekursorzy stabilizacji i pewności, którą tak chętnie przyjęliśmy zamiast prostych słów dobranoc we właściwym miejscu i dziękuję do właściwej osoby.

Mam deja vu.

wtorek, 14 stycznia 2014

Sway

Ja wiem, że Silver linings playbook jest, koniec końców, tylko romantyczną dramato-komedią, ale podobał mi się. Tak jakby coś o potworach, które drzemią w nas, choć żaden nie śpi.

poniedziałek, 13 stycznia 2014

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Podsumowewywując

Od dupy strony podchodząc, rok 2014 zaczął się od powrotu do Norwegian Wood Murakamiego, udupionego kolosa z mikroekonomii, wrzawy na jednej strone internetowej z powodu mojej szczerej propozycji oraz widma choroby, co podnosi temperature i burzy percepcję.

Soł, tutałzenfortin, wygląda na to, że szału nie robisz i nie wiadomo po co ci wszyscy ludzie tak hucznie Cię witali. Z drugiej strony dzięki za brak szczególnych rewelacji, bo spokój zawsze na propsie.

Aha, fajki nadal mi smakują.