piątek, 24 października 2014

Hatchet

Nie podoba mi się dorosłe życie. Nie podoba mi się, że muszę pamiętać o przelewach, terminach. Że muszę iść do notariusza. Albo złożyć druk IN-cośtam. Podpisać akt, albo umowę. (Co oni później robią z tą makulaturą? Siedzą i się na nią patrzą?) Nie lubię wyrażenia księgi wieczyste. Nie podoba mi się ZUS DRA, jest szpetny jak dziwka uzależniona od metamfetaminy. Brzydzę się obywatelskim obowiązkiem oraz abonamentem RTV. Mierzi mnie wizja poduszki powietrznej wtłaczającej mi szluga w pysk, bo jakiś kretyn postanowi we mnie wjechać. (Technicznie - scenariusz prawdopodobny jak każdy.) Nie rozumiem podatku dochodowego. Pochodnych pracodawcy też. Ani tego, że sytuacja energetyczna kraju jest zależna od tego, jak się.dogada ze sobą dwoje ludzi, na których nawet nie głosowałem. (A jeśli mają niekompatybilne znaki zodiaku?) Nie mam ochoty ufać, że mechanik wymienił mi piszczącą rolkę od napinacza, podczas gdy tak naprawdę skasował stówkę za polanie paska wodą.

Nie chcę być częścią tego wszystkiego. Chcę mieszkać na jakimś zadupiu, pisać jakieś rzeczy za pieniądze i mieć internet po światłowodach. W zimowe poranki wkurwiać się na mróz i ogrzewać się przy kuchni z kafli. Garażować Ładę Nivę w szopie z resztkami słomy datowanymi na rok czterdziesty drugi. Podwozić sąsiadów do urzędu w mieście za bańkę mleka, albo koszyk jajek. Mieć blaszaną patelnię i okna zamykane na haczyki.

No. Dziesięć lat maks. Zobaczycie. W to, co teraz też mi nie wierzyliście, a tymczasem tadam!

Brak komentarzy: