sobota, 26 maja 2012

Gruby się żeni

Siwieję, tak po bokach, skronie, te rzeczy. A Patryk miesiąc mył głowę odżywką i nie mógł się nadziwić, dlaczego ten szampon się nie pieni.

Gruby się żeni, świadczyć mam.

czwartek, 24 maja 2012

Paths of fear

Każdy się czegoś boi. Maga panicznie boi się istot żywych z rodziny owadów, tych skrzydlatych i pająków w szczególności. Gordziaf boi się niepełnosprawnych. Ja się boję, że mnie zmysły oszukują, że to, co widzę, czuję, dotykam, że to wszystko jest nieprawda, a ja leżę gdzieś w psychiatryku zećpany relanium do nieprzytomności, albo podłączony do ogromnej sieci zasilającej maszyny jak w Matrixie podczas gdy wszystko, co doświadczam zmysłowo to tylko wytwór mojego umysłu.

Te stany zwątpienia, kiedy czuję, że ziemia spierdala mi spod butów, mam najczęściej przy eksplozjach debilizmu ze strony innych ludzi. Taka prosta sytuacja, podjeżdżamy na stację benzynową, kupuję sobie fajki, wychodzę, a przed drzwiami stoi Wiesiek i mówi mi, że może pasuje kupić jakąś colę do tej whisky, co ma w samochodzie. Facet 25 lat, co w życiu widział niejedno, co kwitu przejebał razem ze mną, to nasze, i on ma problem z zakupem coli tak ogromny, że aż musi się mnie poradzić, co począć.

Jak sen jakiś, absurd, sytuacja nieprawdziwa kompletnie i ja stoję tam, czuję wyraźnie, że kostka brukowa zaczyna kruszyć mi się pod podeszwami i myślę Okej, spokojnie, wszystko jest pod kontrolą, ale nic nie jest pod kontrolą, stacja benzynowa zamienia się scenerię najgorszego koszmaru, jakby człowieka z arachnofobią oblazły wszystkie pająki świata, jakby ktoś z lękiem wysokości stanął na szczycie zasranego Burj Khalifa. Mocno zasysam powietrze nosem, zaciskam pięść, czuję, że kostka brukowa pod stopami przestaje się kruszyć, zbieram się na odwagę i mówię Wieśkowi, że jak pasuje colę kupić, to niech to, kurwa, zrobi, na co on rusza w stronę okienka, w którym obsługują ludzi w nocy i już stoję na twardym gruncie.

Z daleka, z perspektywy trzeciej osoby to jest głupie, śmieszne może, ale ja się nie na żarty boję. Uczucie odrealnienia, jakby ktoś odklejał powłokę z ekranu LCD, jak wczesny stan zapłonu taśmy filmowej widoczny na kinowym ekranie, jak przemiana światów w Silent Hill, przez te kilka sekund widzę to wszystko i zaczynam wątpić w siebie, w istnienie wszystkiego, we własne zmysły. Tak się chyba wariuje, nie? Odchodzić od zmysłów, tak się o tym mówi.

Siadam w samochodzie, mówię o tym Patrykowi, bo coś z tym muszę zrobić. Odpalam szluga, solidny buch w płuco, tak, żebym poczuł, żeby dym rozlał mi się po ustach tym swoim gorzko-kwaśnym smakiem, żeby żar otarł mi się o palec, żebym utwierdził się w przekonaniu, że tu jestem i to wszystko wkoło ma jeszcze jakiś sens.

Tak reaguję na sytuacje tak absurdalne, że aż nieprawdziwe. A takie sytuacje stworzyć potrafią tylko ludzie. Ludzie niepewni siebie, ludzie leniwi, ludzie, którzy wszelką możliwą odpowiedzialność za wszystko, co tylko się da wolą zrzucić na kogoś innego, którzy zrobią wszystko, byleby tylko nic nie robić. Skąd to się bierze? Nie wiem, pewnie za dużo amerykańskich filmów. Ale popatrzcie, ile codziennie podejmujecie za kogoś decyzji w sprawach nawet najbardziej trywialnych, albo ile nawet najbardziej trywialnych spraw zarzucacie na czyjeś barki, żeby przypadkiem nie wziąć na siebie odpowiedzialności nawet za tak wielką pierdołę, jaką jest podjęcie decyzji o zakupie jebanej coca-coli. A zaręczam Wam, że robicie to, niezależnie od tego, czy macie tego świadomość.

piątek, 18 maja 2012

Demo kracji

W temacie butów jestem stuprocentową kobietą, z tym, że stosuję własne nazewnictwo.

Dwa miesiące szukam butów do garnituru. Po miesiącu pogodziłem się z faktem, że nie ma takiego kroju, jaki bym sobie życzył. Po drugim miesiącu, kiedy już postanowiłem kupić byle jakie, byle tanio, musiałem pogodzić się z faktem braku odpowiedniego rozmiaru. Jakby cały świat obuwniczy nagle zbuntował się, albo nie wiem, stwierdził, że 41 to hujowy rozmiar i nie będą go produkowali.
Ale idę przedwczoraj do pracy, a za szybą jednego sklepu są, one, jedyne, takie, jakie chcę. No i chyba je kupię, ka jego mać, chociaż drogie.

Ogólnie rzecz biorąc coraz mniej odnajduję się w tym świecie. Stoję przed półką z pastami do zębów dziesięć minut i nie wiem co począć. Tyle rodzajów tego gówna się produkuje w jakimś konkretnym celu, czy tylko po to, żeby wystraszyć mnie do reszty? Pamiętam, że jak byłem mały, to były trzy rodzaje jogurtów: Fruttis, Danone i te tanie, hujowe. I było jasne, chcesz quality - bierzesz Fruttis, albo Danone, chcesz tanio, bierzesz tani. Tyle, end, finito. A teraz skąd ja mam wiedzieć, które z tych dwustu tysięcy rodzajów gówien jest dobre? Przestałem jadać, poważnie.

Nie mam zdrowia ogarniać tego wszystkiego, zdrowia, nerwów, ani czasu zgłębiać tajników różnic pomiędzy tymi samymi produktami różnych producentów. Ja mam pasję, znajomych i plany na weekend. Zresztą wybór spomiędzy tego, co dają nam do wyboru to żadna wolność.

czwartek, 17 maja 2012

Listen to the dialog

Piorę w rękach, bo nie ufam pralkom. Poważnie. Raz po jakimś większym praniu kumpel mnie pyta
-Po co pierzesz? Co byś nie robił, to i tak będziesz taki sam.
-Piorę, bo mam brudne ciuchy. Jakbym chciał kształtować charakter, to bym sobie kupił wkładkę do butów.