sobota, 25 czerwca 2011

Niedonoszenyj riebienok wojny

Doszedłem do wniosku, że za stary jestem na przejmowanie się kolejnym dziedostwem. Walczy człowiek o spokój każdego dnia, o kawałek filiżanki kawy, mocnego dymka i czas na ubicie kilku majinów, a, właśnie, gramy z Lelokiem w RE5. On biega Shevą, bo nie lubię grać laskami. Kupiliśmy sobie shotguny z nieskończoną amunicją i jest trochę mniej straszno, ale i tak jest fajnie. Magusia natomiast chyba zmieni postać na Aliskę. Alisa jest mocna, ma świetny step i hopkicka.

W przyszły weekend jest turniej na Krakonie. Pod koniec lipca ostatnia Tawerna we Wrocławiu. Trzeba będzie sprawdzić, co da moc topa.

Fajnie jest.

piątek, 24 czerwca 2011

W takie dni

W dni takie, jak ten, w długie wolne popołudnia, które stanowią poranki, zwykle siedzę i szukam dobrych remixów, coverów kawałków, które lately wryły mi się w łeb. I tak Maria Mena okazała się być niezła, ale czegoś jej brakowało. Aya Kamiki na początku prawie wyrwała mi mózg, ale nie tego szukałem. Paul McDermott pewnie nie jednej kobiecie spędza sen z powiek, ale rejestrami totalnie nie trafił w mój gust. Za to Global DeeJays i Jazzkantine wpędziły mnie konsternacje, bo poniżej wrzucę tylko jeden link. Quenn of Japan prawie rozwiało moje wątpliwości, ale trafiłem na świetną kopalnię mojej ulubionej rudy, która nazywa się 巡音ルカ i i błyskawicznie się zakochałem. Jednakże stara miłość zawsze wygrywa, w końcu wrzucam to, co poniżej. Smacznego.





To nie miał być i nadal nie jest blog muzyczny. Tak sobie po prostu chodzę po świecie i jak coś znajdę, to tu kładę.

piątek, 17 czerwca 2011

Jak byłem mały

"Stoję w autobusie linii 128 i wiatr czesze mi włosy, bo ryj za okno wystawiam jak pies. W słuchawkach Song for Siren, tak bardzo niepasujący do tego słonecznego, czerwcowego poranka, śmierdzącego spalinami i rzygami z piątkowej nocy, które nie zdążyły jeszcze dobrze wyschnąć.
Wcześniej była inwersja. Tutaj tego nie było widać, ale w Beskidzie wygląda to pięknie. Po drodze, na wysoko ulokowanych odcinkach trasy, w Rupniowie, czy Starym Rybiu doskonale widać płaskie i zaokrąglone szczyty gór wystające ponad chmury, które przetaczają się dolinami.
Tutaj tego nie ma, tu jest spleen, starbaks, makdonald i klabing. I też dobrze, tylko trzeba uważać, żeby w pawia nogi nie włożyć.
I może to jest nawet trochę dziwne, że gaszę papierosa akurat, gdy Bruno czyta list od Baby, z którego dowiaduje się o śmierci Johnyego, a delikatny wiatr studzi mi kawę w papierowym kubku."

Jak byłem mały, siostra katowała mnie swego czasu R.E.M. Ta gitara wypaliła mi w głowie piętno i zostało, teraz mi się podoba i nic nie poradzę.