środa, 27 października 2010

Italia

W różnych miejscach świata, na różnych wysokościach, w akompaniamencie różnych języków, karnacji, strojów, poglądów, filozofii, no więc wszędzie ważne są te same rzeczy i ludzie są sobie podobni. To Italia.

środa, 20 października 2010

Sz

Szkurwa, szykuj się świecie, hir aj kom.

hOkropność życiah pohlegha nah habstrahowaniu hogólnikhów horaz huogólnianiu szczeghółów.

Zawsze mi to poprawia humor, hue, hue, hue.

wtorek, 19 października 2010

Rękopis znaleziony w kieszeni 2

Bo ja wiem. Teraz pali się jakoś odruchowo, bez namysłu, jakby się oddychało, jakby się po prostu żyło, ale nie jest to rodzaj przyzwyczajenia, nie. To coś bardziej symbiotycznego, jakby te osiem centymetrów biało-czerwonego papierosa z wyraźnie nadrukowanym napisem West było czymś wrodzonym, naturalnie wytworzonym szóstym palcem, krzywo wyrastającym spomiędzy środkowego, a wskazującego.
Pali się, kiedy się pije kawę i lubi się ten smak, kiedy resztki płynu na języku łączą się z dymem i ta gorycz smakuje lepiej, niż całą chałwa dziewięćdziesiątego trzeciego, czy czwartego razem wzięta, ta chałwa, którą mama kupowała w domu towarowym, kobiety w białych fartuchach w niebieskie grochy kroiły wielkimi nożami z drewnianą rączką i zawijały w bibułowaty papier, który chyba fabrycznie był tłusty.
No więc pali się i już nie chowa się papierosa w dłoni przed wiatrem, żeby ten nie spalił go za nas, żeby nie ukradł ani milimetra dymu. Teraz pali się nie dlatego, że chce się kurzyć, bo nie ma tego strachu, pomimo częstego braku pieniędzy. Teraz pali się, bo się pali, bo pet jest wpisany w okręg dnia, miesiąca, roku, życia, bo gdybym pozował do rysunku człowieka witruwiańskiego, to miałby w prawej dłoni szluga i to nie jest ten rodzaj związku, w którym przyzwyczajenie zabija uczucie, bo zna się wartość papierosa, wie się jakim jest przyjacielem.

Rękopis znaleziony w kieszeni

Zimny krawężnik uwiera mnie w tyłek. Zimny wiatr otula mi dłonie. Dłonie otulają ciepły żar papierosa, kawałki spalonej bibułki wirują w tym wietrze, ni to przyjaznym, ni obojętnym i w tym wszystkim, w szarym niebie, w pustce i zimnym powietrzu grudnia bez śniegu, pachnącym śmieciami i miałkim węglem próbuję sobie przypomnieć jak to wszystko się zaczęło, ale przychodzą mi do głowy tylko jakieś mieszane obrazy, sieczka, animowany teledysk do ckliwej piosenki o miłości, bo jak na złość wszystkie piosenki są o miłości, jakiś kamyk o obłym kształcie znaleziony nad rzeką, cięcie, uśmiech kogoś z długimi włosami i długim ciałem podczas wiosennego popołudnia, kiedy światło robi się matowe, a obraz ziarnisty, cięcie, papieros przykładany do ust z typowo dziecięcym zaangażowaniem kogoś, kto palenie traktuje poważnie, bo gdy się jest dorosłym, trzeba być poważnym, cięcie, zielony kubek z kawą na drewnianym blacie z wiśniowo-czerwonym obiciem, czy może farbą, raczej farbą, bo gdzieniegdzie jest zdarta, cięcie, popielniczka na tym samym blacie, pełna popiołu, filtrów i spalonych słów, cięcie i w końcu to widzę, stój, stop klatka, kurwa. Prawie to miałem, ale to zawsze ucieka, raz puszczony film, strumień urwanych obrazów wymieszanych z dźwiękami, zapachami, raz puszczona taśma nigdy nie chce się zatrzymać i zawsze jestem zły, bo znów nie udało mi się złapać i zatrzymać tego choć na chwilę, żeby zdążyć to zapisać, chociaż opowiedzieć, żeby nabrało to kształtów i nie straszyło już nierealnością, bo nigdy nie mam pewności, czy sobie czegoś nie wymyśliłem. Tak, pamięć potrafi robić takie rzeczy.

niedziela, 3 października 2010

International

-Warum, kurwa, so?
-Because, kurwa, it's like that.
-Do piczi, kurwa.
-Nie, poważnie, kurwa, takie to jest właśnie.

Lubię rozmówki międzynarodowe, a zwłaszcza ich wspólny mianownik.

PS. Tak, Kuba, piszę bloga, ale jestem teraz we Włoszech i nie mogę Ci odpisać na sms-a.