środa, 3 kwietnia 2013

Herzklekot

Przeczytałem pierwszy tom 19Q4 Murakamiego i skończył się akurat, jak zaczęło się dziać. Do tego skończyłem Koniec Świata i Hard Boiled Wonderland, który jak dotąd jest IMO najlepszy (razem z Norwegian Wood) i trochę mi się zrobiło pusto, bo to była dobra fabuła, ale skończyła się tak bardzo nie po amerykańsku, a ja jestem zwykłym Polakiem - cebulakiem i lubię tru emerikan hepi end, albo chociaż closed end. Ale co zrobić.

Z braku epubów drugiego tomu 19Q4 oraz jakiejś dziwnej niechęci do zaczynania Brave New World otworzyłem zostawiony pół roku temu gdzieś w połowie jakiegoś opowiadania Świat jest pełen chętnych suk Piekary i od razu sobie przypomniałem, dlaczego przestałem to czytać. To chyba nie chodzi o to, że to jest zbiór opowiadań, bo Wszystkie boże dzieci tańczą połknąłem z radością. Po prostu większość polskich piórmanów ma niezdrową tendencję do rozpompowywania suchych faktów do rangi cudu, spuszczania się nad zwykłymi rzeczami jakby były nie tyle cudowne, bo ja lubię zwykłe rzeczy, ale jakby były równe egipskim bóstwom i trzeba je było czcić na piedestale. No i te opisy idealnych kobiet, kurwa, by chociaż coś zmieniali w różnych opowiadaniach, to nie, wiecznie, kurwa, włosy jak zbóż kłosy i tęczówki jak larwy muchówki.

Nie, to nie jest blog parakrytykancki. Lubię dobre opowieści po prostu. Na przykład taki Stasiuk, ten to się nie pierdoli, tylko wykłada po prostu na czym prawdziwe życie polega i hej, pisze jak mu się wydaje, że jest i trafia w samo sedno.

Ale nie o tym, nie o tym. Otóż w Ergo Proxy, jednym z solidniejszych anime, jakie widziałem, roboty osobiste, które służą ludziom, zaczynają popadać, mniej, lub bardziej randomowo, na chorobę, która daje im świadomość i uczucia. Iggy, robot przyboczny głównej bohaterki, po otrzymaniu tych uczuć nie za bardzo wie jak się nimi posługiwać i rysownik w tym momencie razem z reżyserem i voice aktorem odpierdalają taki kawał dobrej roboty, że pomimo faktu, że obejrzałem to prawie rok temu, nadal jestem w ciężkim szoku.

Ciocia Magi, aktorka oraz wokalistka (niebywała zresztą, pozdrawiam) powiedziała kiedyś, przy okazji jurorzenia w konkursie jakimś wokalnym, nie pamiętam dokładnie, że wykonawca albo mówi prawdę i wygrywa, albo kłamie i odpada. Ja się w zasadzie długo zgadzałem, ale po Ergo Proxy właśnie doszło do mnie, że to nie jest tak, że to jest w zasadzie na odwrót, bo albo ja wykonawcy uwierzę, albo nie. Na filmowirówce ostatniej był film Jezioro, młode małżeństwo się tam rozeszło, bo cośtam cośtam, nieważne, w każdym razie po seansie była dyskusja i kolo z widowni mówi, że on w to nie wierzy, że tacy ludzie nie istnieją, takie historie się nie wydarzają, na co ja mu odparłem, że dupa tam, przecież to są moi sąsiedzi.

No i wracając do Ergo..., o ile cała fabuła oraz anime wielu się nie podoba, a mnie, choć generalnie zachwyciła, to po części też zmęczyła, to jednak Iggy właśnie, pomimo tego, że jest robotem, jest chyba najprawdziwszą postacią, jaką dotąd widziałem.

Bo to, kurwa, trudniejsze jest, niż myślisz.

Brak komentarzy: