wtorek, 16 kwietnia 2013

Deszcz

Chudy siedział przygarbiony na kanapie i palił papierosa, trzymając go w dłoniach złożonych jak do modlitwy. Cichy dobrze wiedział co to znaczy, więc bez ściągania kurtki nonszalancko wtłoczył mu się w tok myśli, roznosząc przy tym zapach świeżo złapanego deszczu.
- Dałbyś sobie z nią spokój.
- Spierdalaj. - odrzekł mu Chudy rzeczowo, nadal trzymając papierosa w ten charakterystyczny sposób, jakby zastanawiał się, co mogło zepsuć się w jego konsoli.
Cichy rzucił kurtkę na oparcie fotela i zaczął bez skrępowania przeglądać telefon Chudego. Czytał przez chwilę w skupieniu, w końcu rzucił telefon na kanapę.
- No ale co ty sobie konkretnie wyobrażałeś, że co? - zapytał i założył nogę na nogę.
- Której części słowa "wypierdalaj" nie rozumiesz?
- Spierdalaj.
- Co? - zapytał Chudy, tym razem zdradzając ślad zainteresowania.
- Powiedziałeś, żebym "spierdalał", a nie "wypierdalał".
- To różnica?
- Technicznie nie, ale semantycznie już możemy się pobawić.
- To ty spierdalaj się pobawić, a ja sobie tu jeszcze posiedzę. - odrzekł Chudy jakby chciał zakończyć tym dialog, ale Cichy nie miał zamiaru się poddać. Widział to już kilka razy i wiedział, że powinien zastosować jakąś terapię, ale, jak sam się przed sobą niejednokrotnie przyznawał, gówno wiedział o psychologii, więc postanowił sobie, że będzie - metodą eliminacji - szukał odpowiedniej metody na załagodzenie tego delikatnego stanu ducha Chudego. Kilka z nich, w mniemaniu Cichego wymyślnych, zdążyło już nie podziałać przy poprzednich okazjach, postanowił więc, że tym razem wypróbuje coś prostszego.
- Uspokój się, przecież...
- Sam się, kurwa, uspokój, najlepiej gdzie indziej. Ja jestem wkurwiony i bardzo mi z tym dobrze, a w każdym razie nie na tyle źle, żebym miał zamiar coś z tym robić, więc spierdalaj już, wreszcie, daj mi spokój, idź w huj, przyjdź w piątek, zarobiony jestem.
"No, ładnie, to wszystko było jedno zdanie.", pomyślał Cichy z uznaniem i wyjął paczkę lekko już zwietrzałych Marlboro. Zauważył, że papieros Chudego zgasł mu w palcach, więc odpalił dwa i jednego podał Chudemu, on jednak nie wyciągnął po niego dłoni, więc Cichy zaparkował go w popielniczce przed nim i z powrotem oparł się w fotelu.
- Oglądałeś Biga Lebowskiego? - zapytał Cichy, ale nie spotkał się z odzewem, więc postanowił kontynuować. - Chodzi mi o to, że nie możesz się tym ciągle dobijać. Życie toczy się dalej. Są inne rybki w morzu.
Chudy podniósł powoli głowę i popatrzył w stronę Cichego, po czym powoli, ale z energią zaczął cedzić słowa przez zęby.
- Nie, Cichy, zamknij mordę i słuchaj. Pierdolenie o rybkach w morzu zachowaj sobie dla licealistek, bo dobrze wiesz, że to gówno prawda. To tak, jakby złamała mi się płyta z Tekken'em, a ty byś powiedział "Spoko, nie przejmuj się, jest pełno innych gier, na przykład Mortal Kombat", ale dobrze wiesz, że to czcze pierdolenie, bo Mortal Kombat nie jest i nigdy nie będzie Tekken'em, bo nie chcę grać w Mortal Kombat, w Street Fighter'a, ani w żadne, pierdolone Dead or Alive.
Cichy pierwszy chyba raz w życiu nie wiedział, co ma powiedzieć, patrzył tylko na rozemocjonowaną twarz Chudego, której nie znał.
- Chodź się przejść, na zewnątrz pada deszcz. - powiedział tylko, bo wiedział, że już nie wygra. Chudy przetarł policzki i poszli się przejść, bo na zewnątrz padało.

Brak komentarzy: