niedziela, 21 kwietnia 2013

Brazuya

Kurwa, ile można, czyli mody na sukces ciąg dalszy. Stefani wkurwia Ridża, Ridż wkurwia się na Stefani. Stefani jest samolubną suką, do tego jest wredna, agresywna (przylała mu przy kolegach!), nie akceptuje Ridża nawet w 30% (facet ma 26 lat i czai się przed nią z fajkami jakby był w gimnazjum!), do tego nie luzuje mu pieroga. Ma w głowie takie gówno, że wydaje jej się, że życie powinno wyglądać jak na amerykańskich filmach. Ridż rzucił dla niej studia, znajomych, pasje i ambicje, zapierdala w sieciówce jak wół, żeby mieć na benzynę, która zawiezie Stefani gdzie ta kurwa sobie zażyczy. A do tego bez przerwy obraża się na Ridża, wpędza go w ciągłe poczucie winy i wbija mu do głowy, że jest gorszy. Zniszczyła mu w ten sposób sześć lat życia.

Sytuacja wydaje się oczywista, prawda? Również uważacie, że Ridż powinien zostawić tą kurwę na pastwę losu, tak? A on nie, zamiast tego jedzie z nią gdzieś w piękne, niedzielne popołudnie, żeby napsułą mu więcej nerwów i zmarnowała więcej czasu. Nic a nic z tego, kurwa nie rozumiem.

Bo gdzieś poza tym gównem jest kolorowy świat, pełen życia, radości i całej reszty, której Ridż nie dostaje przy tej piździe.

Brak komentarzy: