poniedziałek, 27 maja 2013

Bitch is back again

Łykend w Krakowie zrealizowany na, powiedzmy, 4. Był marsz pro life i biegacz wbiegający do recepcji AQQ z pawiem w drodze. Było półtorej godziny szukania Alchemii. Były rozprawy o analu jakichś dziewczyn w Spokoju i przypomnienie sobie dobrego kawałka. Wiesiek rekonstruuje swoje ego, czy tam id, idzie mu relatywnie nieźle, chociaż powoli. Ale będzie dobrze.

Był też koncert Marzeny Ciuły, dosyć zresztą zajebisty, aranż Nick'a Cave'a mnie rozmontował na części, a później złożył na nowo, przestawiając niektóre elementy. Ukłony również doskonałe.

Z bólem nóg i makdonaldem w żołądkach przyszło nam wrócić do smutnej codzienności, która w sumie nie jest wcale smutna, ale to zdanie brzmi nieźle.

Brak komentarzy: