wtorek, 3 listopada 2009

Popaprańcy

Mianem popaprańców określam funkcjonujące w filmach i literaturze, humanopochodne formy nie-życia, zwykle powołane do działania przez wirus, kosmiczne fale, boską karę, albo inne bliżej nieokreślone coś. Prowadzę sobie nawet taki mały ranking, które były najgroźniejsze.

Miejsce pierwsze zajmują popaprańcy z I am legend, bo były szybkie, zwinne, silne, potrafiły bez marudzenia przyjąć kilka pocisków 9mm. i przede wszystkim były inteligentne.

Drugie miejsce mają żywe trupy z remake'u Świtu żywych trupów z 2005. roku. Zombie jak to zombie, każdy wie, o kogo chodzi, ale tamte były wyjątkowe. Biegały.

Third place mają porypy z 28 days later i 28 weeks later. Te pierwsze za styl, werwę i brak idei w mordowaniu, a drugie za udowodnienie całemu światu, że jednak mogą, potrafią i chcą biegać w dzień. Minus jednak za rodzinne wycieczki w drugiej części.

Jednak absolutne Grand Prix mają zombie z kanadyjskiej produkcji o wymownym tytule Fido. Co za styl, co za klasa, co za przesłanie! No i ten słodki dymek...

Brak komentarzy: