czwartek, 25 lipca 2013

Pump it

Fiu, fiu, można zagwizdać z aprobatą za każdym razem, kiedy ma się przed oczami wizję własnego pogrzebu w tej chwili. Całe masy smutnych jak pizda ludzi, którzy mokną w deszczu, albo upale. Przetaczające im się po głowach całe Niagary jeszcze świeżych wspomnień, kant trumny radośnie wbijający się w ramiona tych kolegów, którzy poczuli się w obowiązku nieść ją, żeby później, na jakiejś stypie móc mówić, że to właśnie oni świadczyli ostatnią posługę i ziemia sypana z rąk, całe tony ziemi, masa tak ogromna, że grabarze praktycznie nie mają co robić.

Więc leżysz skulony w łóźku, kołdra nachodzi Ci na brodę i masz nadzieję, że w rzeczywistości przyjdzie choć ćwierć tej gromadki, która pochód wykorzysta do odświeżania dawno zapomnianych znajomości, a później rozejdzie się po domach z myślą w stylu był chłop, nie ma chłopa.

Znowu gdzieś zgubiłem wątek, chyba jestem zmęczony.
Rozważamy wyjazd do Częstochowy 10. sierpnia, na turniej. Kto wie, może akurat.

Brak komentarzy: