niedziela, 21 lipca 2013

Blue Velvet

Odkąd pamiętam męczy mnie kwestia świaomości, jak to jest, że zespół zmysłów zespolonych tworzy pamięć i ego tak trwałe, skoro komórki w ciele całkowicie zmieniają się co kilka lat i po tym czasie człowiek już sam ze sobą nie ma nic wspólnego.

Jakim cudem, pomimo zmian zewnętrznych i tych w środku udaje się człowiekowi zachować pamięć o przeznaczeniu, czy jak tam kto lubi to nazywać. Co decyduje o wyborze danych, które będą przechowywane, która komórka ma informacje o reakcjach, skąd płyną impulsy powodujące kołatanie serca na czyjś widok, a gdzie jest pamięć związana z zapachem gum Turbo, które przychodzą razem ze wspomnieniami po łyku zielonej Nestea peach.

W Metrze 2033 przeczytałem ciekawą teorię o przeznaczeniu. Nie zgadzam się, ale jest ciekawa. Coś jakby przeznaczenie w postaci nici fabularnej, którą znajdujemy, albo nie i idziemy po niej do kłębka, a wtedy jest łatwiej, albo nie idziemy po niej i wtedy jest trudniej. Patrząc wstecz na to, co było po drodze mógłbym znaleźć wyjaśnienie dla kilku rzeczy, ale nie chcę, bo konformizmu wyrzekłem się jak litości.

Nie, wcale nie chciałem o tym. To miał być  kolejny list miłosny do dni utraconych od dni utraconych, jak każdy wpis na tym blogu, jak każda notka, ta wkurwiona i ta spokojna, jak każdy tekst, który udało mi się zamknąć kropką. Ale wydaje mi się, że z tą nicią to nie jest takie proste, że to nie jest fabuła od a do z, czy nawet nie po kolei, jak w Grze w klasy, czy Memento. To bardziej przypomina Zagubioną autostradę, w której nie ma Szatana, który kupiłby duszę, albo Drabinę Jakubową tylko bez kręgarza.

Skończyliśmy Cowboy Bebop i ja się nie zgadzam, żeby ta fabuła tak się skończyła, bo w tej historii nie ma ani Spike'a, ani Vicious'a. Jest tylko ja, ty i świat w roli schwarzcharakteru.

Bang.

Brak komentarzy: