sobota, 14 sierpnia 2010

Siedem

Wyrównaj z obu stron
To jest w sumie lekko śmieszne, że wszędzie próbuje się wcisnąć tą metafizykę, czy mistycyzm i się w ostatecznym rozrachunku wysrać człowiek nie może zwyczajnie, tylko to musi być transcendentne doznanie, akt defekacji podniesiony do rangi wodowania Titanica, czy coś.
Creatio ex nihilo, czy jak to tam napisać, to niekoniecznie ważne, bo nawet miłość, jak się tak dobrze przyjrzeć i rzeczywiście nazwać to miłością, to jest tak po prawdzie groteska w czystym wydaniu i o ile jeszcze te pierwsze takty można uznać za jakąś inicjacyjną wypowiedź boskiej ręki na niebieskiej wstędze kubusiowej, tak dwoje dorosłych, spoconych ludzi, którzy nago dyszą sobie na karki, to jest zwyczajna żenada.

Nie jestem klient w stylu malkontent, lubię zjeść i wypić nie raz, ale jakoś bez otoczki może mi to lepiej wychodzi. Jak na przykład taki trip, gdzie zamiast zwiedzać jak pierdolnięty, jedziesz sobie po prostu przed siebie i jak jest coś przyciągającego uwagę, to się można zatrzymać, jak ta druga wojna światowa w Svidniku, czy gdzieś tam, normalnie bloki, osiedle znaczy się, tylko że zamiast piaskownicy, zjeżdżalni i karuzeli czołgi, samolot, działa, wóz opancerzony i katiusze.
Albo Tablice upamiętniające Johna Lennona, The Beatles, czy Stones'ów w jednej uliczce odchodzącej od Bardiovskiego rynku, takie rzeczy.

Wstawiam dziś zdjęcie, co mi tam, widoczek ładny.

Tyle, źle wyważone płyty warczą w napędzie.

Wrrr.

Brak komentarzy: