poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Poemat o miłości, brokacie i kre(a)tynie

Tak więc zacznę ten poemat rymem nienajwybredniejszym,
I zaznaczę też od razu, że natchnienie we wcześniejszym,
Tekście odnalazłem spore, mniejsza jednak o nazwiska,
Zaznaczę jedynie tyle, że autor nie był cyklista.

Żył Literat więc Doraźny, co to gibki był w wymowie,
I swym darem krasomówczym zawirował białej głowie,
Nie raz, nie dwa, kryć nie ma co, chwalić też nie, ale co tam,
Pozostańmy może przy tym, że nie był z niego idiota.

Wiódł swój żywot średnioskromny w nieco chłodnej kamienicy,
I szczęśliwy był doraźnie, aż się zakochał w dziewicy,
Co to słodka była mocno i urody niesłychanej,
Ale problem miała jeden - prowadziła się, no, z chamem.

Cham ów gromadny fizycznie w strach nam Doraźnego wpędzał,
Jednak wiedział nasz Literat, że bez muzy jego nędza,
Czeka go i literacko, i doraźnie, w życiu, znaczy,
Jeśli weny jego przędza jej miłości nie zobaczy.

Postanowił więc żelaźnie, że, prędzej, czy później - w końcu,
Atut swój najdoraźniejszy wykorzysta przeciw słońcu,
Wziął więc języka motykę, jął testować - wpierw do lustra,
I kwiecistą jego mowę dostosował pod jej gusta.

Uzbrojony w komplementy ruszył w bój o serce damy,
Kroki swe kierując pewnie w stronę knajpy, w której chamy,
Podobne do siebie mocno Boga Dionizosa czcili,
Damy miłość znajdowały, a barmani wódkę chrzcili.

Krok przed drzwiami Doraźnemu wątpliwość schwyciła myśli,
"Czy na pewno mam odwagę, by wyśniony sen swój ziścić?",
"Trudno darmo, spróbujemy, ostatecznie to nie wada",
"Nawet, jeśli mi odmówi, świata nie czeka zagłada".

Wszedł więc, nieco mniej już pewnie, w knajpy specyficzny nastrój,
Przecisnąwszy się do baru, by rozruszać mowy zastój,
Zamówił dwie pięćdziesiątki, no i pepsi - na przepitkę,
Po których to wychyleniu łatwiej złapał mowy nitkę.

Rozejrzawszy się dyskretnie dojrzał w kącie swoją piękną,
Która stała z, no, chamem, kaląc lica swego jędrność,
Mimicznymi popisami, akrobacjami języków,
Które z uporem maniaka wkładali do swych przełyków.

Zniesmaczyła Doraźnego sceny tej dziwna groteska,
Zamówił więc u barmana kolejkę wściekłego pieska,
Później drugą, trzecią, piątą, i tak pewnie do starości,
Ciągnął by ten cug morderczy, jednak pojmały go mdłości.

Scenę w ubikacji minę w imię ogólnego dobra,
Wspomnę jeno - ku przestrodze - że Doraźny chciał cyrograf,
Z Diabłem podpisywać w zamian za męk jego ukrócenie,
Męczył się wszak niemożliwie - no i marnował jedzenie.

W końcu wyszedł, lekko blady, kończąc chwilowo boleści,
Niewyraźny nasz Doraźny, przeklinając brzucha treści,
Szybko jednak zapomniwszy, gdzie był jeszcze chwilę temu,
Gdyż zobaczył błysk brokatu w mętnym korytarza cieniu.

"Toż to ona, sens mój życia, mruga do mnie swą pomadką!",
"Trudno darmo, Literacie, urok rzuć na nią swą gadką",
I gdy metr go dzielił od niej, czy półtorej, mniejsza o to,
Zaczął nasz bohater na nią słów wylewać płynne złoto.

"Moja luba, okaż łaskę, wysłuchajże mnie troszeńkę",
"Poświęć chwilę, pół minuty, bo mi serce z bólu pęknie!",
Uśmiechnęła się do niego, aż zwycięstwa poczuł troszkę,
I tak rzekła wprost mu w ucho: "Musisz, ziomek, mówić głośniej".

Nie zrażony pierwszym fiaskiem, ułożył nowy początek,
"Luba ma, chciejże wysłuchać, przyjąć uczuć mych majątek",
"To uczucie we mnie płonie, wzbiera coraz większa fala",
Wtem cham przerwał mu przemowę, "Co on ci tu bredzi, lala?".

Lala, imieniem Krystyna, jednak złapała przynętę,
"Misiu, nie bądź taki kwadrat, on tu do mnie czuje miętę",
Cham zczerwieniał, pięść zacisnął, aż mu wyskoczyła żyłka,
"Spadaj frajer, już, na drzewo, bo ci nakopię do tyłka".

Doraźnego strach obleciał, w myślach wykonał działanie,
Chama piącha dodać kości daje otwarte złamanie,
"Twego gustu transcendentną wartość słowem tu wyrażam",
Cham brwi zmarszczył, syknął wściekle: "Czy ty, gnoju, mnie obrażasz?".

Nasz Doraźny zaniemówił, słowa siła mu struchlała,
Krysia, nie wiedząc co robić, tylko się im przyglądała,
"Chodź no, frajer", rzekł cham groźnie, "Chodź na pole, w pysk dostaniesz",
"Ryj ci roz...", tu nie dosłyszał, przez gwar oraz zamieszanie.

Pierwszy kop przyjął po męsku, zemdlał niezwłocznie po ciosie,
Wstał, gdy cham już zniknął w knajpie; wraz z wspomnieniem o swym nosie,
Doraźny wrócił do domu, zły na siebie i na słowo,
Co to raczej daje mało, gdy traktować je siłowo.

Jakiś czas po tym zdarzeniu, odkochany już zupełnie,
Razem z węchu uszkodzeniem, wysnuł z tego wnioski celne,
Otóż, drogi czytelniku, jeśli uwieść chcesz Krystynę,
Musisz pierwej zwiększyć masę, inwestując w kreatynę.


Koniec końców, postanowiłem to zamieścić. N-joy und do nicht copieren, .
PS.Źle się czyta, bo musiałem zmniejszyć czcionkę, żeby się wersy nie rozesrywały.
PS2.Zapraszam do komentowania.

Brak komentarzy: