sobota, 16 czerwca 2012

Ain't no

Na jubileuszowej, dziesiątej edycji festiwalu Unsound w Krakowie wystąpi, między innymi, naturalnie, grupa aTelecine. Muzykę robią absolutnie okropną, nie da się tego słuchać, ewentualnie można by to puszczać niegrzecznym dzieciom w przedszkolu, albo zećpać się solidnie i umrzeć ze strachu. Disturbing noise industrial coś tam coś tam, zresztą nieważne. Ważne jest to, że gardłem w tej kapeli pracuje nie kto inny, jak Sasha Grey, i przez pracę gardłem mam na myśli nie to, z czego jest znana, a wokal sceniczny. Co prawda na żadnym z kawałków, które przesłuchałem na YT nie znalazłem tego wokalu, w jednym jedynie charakterystyczne odgłosy krztuszenia się i w jednym coś w stylu kobiecego głosu przemielonego przez maszynkę do mięsa, ale to wszystko nie jest ważne, bo to jest muthafuckin' Sasha Grey! Równie dobrze mogła by przyjechać, żeby zaprezentować proces przyrostu bambusa, albo zrobić wykład o zależności pomiędzy prądami morskimi a występującymi gatunkami gadów na Borneo - whatever, to jest Sasha Grey.

Dla jasności - żaden ze mnie fan koncertów. Nie pojechałem nigdy na żaden koncert, nie cieszy mnie to, wolę swoje słuchawki. Ale to jest Sasha Grey i chyba pojadę. I chyba wezmę autograf.

Smaczku całej sytuacji dodaje fakt, że pieniądze na przyjazd owej kapeli na ów festiwal wykłada nie kto inny jak Ministerstwo Kultury, czyli człowiek, znaczy podatnik. Tak, tak - nasze mamy, babcie, dobrzy chrześcijanie wyłożyli pieniądze by zaprosić Sashę Grey na występ do Polski. God bless kapitalizm, God bless Sasha Grey.

Poza tym Bill Withers i Ain't no Sunshine.

Brak komentarzy: