niedziela, 1 maja 2011

Paine is the weakness

Mam jakieś destrukcyjne zapędy czasem. I jak czasem je mam, to mi się wydaje, że dobrze by było cały ten burdel wysadzić fpizdu, jest na tyle bomb. Ale nie atomami, deszcz całej reszty, co tylko mamy niewielkiego. Biały fosfor, burzące, kasetony, te małe, niehumanitarne skurwiele, jebana kanonada i ogólnoświatowy strach, jedność i gruzy.

Jak ludziom za dobrze, to szukają problemów. Te całe Libie, czy inne Iraki dla Europejczyka dwudziestego pierwszego wieku są idealnym rozwiązaniem. Co by bez tego zrobił, co by zrobił, gdyby po pracy nie mógł usiąść przed telewizorem i się poprzejmować? Ślub Karola był raz i dzięki, a konflikty zbrojne trwają, coś wybucha, coś strzela, ktoś umiera, mamy jakiś ruch, jak pieniądz na giełdzie, kupuję dzień dłużej, sprzedaję demokrację kalibru 5,56 milimetra z M4 na baterie.

Pustota.


Brak komentarzy: