wtorek, 4 stycznia 2011

Bajka o Czerwonym Kapturku...

...w wersji teraźniejszej. Ykhm - ykhm!

Czerwony Kapturek ver.2000 (29-07-2008)

Pewnego dnia Czerwony Kapturek miał w planach wybrać się do Babci. Babcia mieszkał na przedmieściach i miał najlepszy kompot wśród dilerów, no po prostu Mercedes wśród kompotów. Miało się po nim taki odjazd, że centralnie filmy Lynch’a miękną, totalna wixa. Kapturek ubrał więc swoje szerokie spodnie z krokiem w kolanach, o trzy numery za dużą, czerwoną bluzę z kapturem i zaczął mózgolić nad tym, co da Babci w zamian za kompot. Spłukany był kompletnie, a Babcia, mimo tego, że był ćpunem i ledwie widział na oczy, to jednak zawsze był na tyle przytomny, żeby skleić ile sianka ma wziąć za torebkę. Kapturek wykminił, że skoro z flotą u niego lipa, to oszyje mamę ze sreber, które trzyma w koszyczku w szufladzie pod ubraniami. Nie mylił się, świecidełek było w nim wuchta, normalne Las Vegas. Za to na pewno Babcia spuści mu worek za trzy paczki, a kto wie, może nawet wyda mu resztę.
Kapturek mieszkał w centrum, więc droga do Babci wiodła przez betonowy las bloków. W lesie tym mieszkał Wilk, któremu Kapturek leciał hajs. Z Wilka był gromdny kawał koksa, Kapturek wyglądał przy nim jak mała dziewczynka, więc rozsądek podpowiadał, żeby przez betonowy las nie iść, ale Kapturek nie miał nawet na bilet MPK, więc nie miał wyjścia. Z całą świadomością tego, że jeśli Wilk go dorwie, to nie dość, że spuści mu soczysty wpierdol, to jeszcze skroi mu precjoza, Kapturek poszedł w stronę bloków.
*
Droga mijała mu całkiem spokojnie, przeszedł już przez całe osiedle i jedyne co spotykał, to gownażeria, albo menele śpiące na ławkach i nawet rozluźnił się, szczęśliwy, że Wilk pewnie siedzi teraz na siłce i wpierdala omkę, gdy nagle stało się coś, czego kapturek nie chciał. Zza bloku, na którym ktoś czerwonym sprayem nabazgrał, na której ktoś nabazgrał co myśli o matkach kibiców klubu przeciwnej zapewne drużyny, oraz funkcjonariuszach policji, wyłonił się łysy łeb Wilka. Kapturek mało nie zesrał się w gacie i stanął sparaliżowany, czekając co się wydarzy. Mógł uciekać, ale koszyczek, w którym niósł zapłatę, spowolnił by go drastycznie, a zostawić go przecież nie mógł. Podczas, gdy główkował nad tym, czy spierdalać, czy gadać, Wilk zauważył go, uśmiechnął się dziwnie i całkiem spokojnie podszedł do Kapturka. Był nagrzany jak ruska dziwka, co mogło oznaczać, że zabije Kapturka od razu, albo wóda wprawi go w dobry humor i postraszy go tylko dla zabawy.
-Siema Kaptur, gdzie idziesz?-Wilk zagaił ironicznie.
-Do Babci.-Odparł Kapturek, ukrywając jak umiał strach w głosie.
-Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę-Wilk popatrzył na niego spode łba-ale jesteś mi krewien całkiem sporo kapustki, a ja robię się coraz bardziej głodny...
-Wiem, Wilku i właśnie po to idę do Babci.-Kapturek walił ściemę na poczekaniu.-Skroiłem starą ze świecidełek i u Babci wymienię je na hajs, a wtedy oddam ci całość.
Wilk popatrzył na niego półinteligentnie i podrapał się po łysej głowie. „Pewnie używa szamponu Cif”, pomyślał Kapturek, ale Wilk przerwał mu rozumowanie.
-To wypierdalaj do niego, ale już i za pół godziny widzę cię tu z moimi zielonymi pierdolcami, a jak nie, to dostaniesz taki wpierdol, że matkę z ojcem pomylisz!-Krzyknął i kopnął Kapturka w dupę, a ten pobiegł co sił w stronę domu Babci.
-Babcia ma hajs, a Kaptur sreberko...-Powiedział sam do siebie, kiedy Kapturek zniknął mu z oczu.-Pojadę do Babci, spuszczę mu wpierdol i skroję z kasy, a jak przyjdzie Kaptur, to skroję go ze srebra, a jak będzie coś sapał, to też mu wpierdolę!-Dokończył i wsiadł do swojego stuningowanego BMW, dziko zadowolony ze swojego planu.
*
„Uff, udało się. Bezmózgi koks, półdebil w brezentowym drelichu. By go tak cesali. Jak Babcia wyda mi resztę, to wrócę do domu autobusem i gówno mi zrobi.”, pomyślał Kapturek, nie zwalniając przy tym kroku. Po chwili był już pod domem Babci. Stara, waląca się rudera sprawiła, że od razu zwrócił uwagę na błyszczący samochód Wilka. „Kurwa, pomyślał, ten idiota przyjechał tu, żeby mnie przypilnować!” i wyciągnął komórkę. Wykręcił numer i przyłożył słuchawkę do ucha.
-Komenda główna policji-usłyszał po chwili-słucham?
-Halo? Chciałem zgłosić przestępstwo...
*
Półmrok wypełniający pomieszczenie mieszał się z oparami marichuany. Na stole, gdzieś między puszkami po piwie, strzykawkami, szklanymi fifkami i popielniczkami leżała zakrwawiona, nieprzytomna morda Babci. Wyglądał, jakby ktoś go żywcem ukamienował, taką miał z pyska kaszankę. Kapturek zrobił niepewny krok w przód, a drzwi nagle zamknęły się za nim z hukiem. Odwrócił się przerażony, a Wilk od razu chwycił go za szmaty.
-Gdzie masz koszyczek, lamusie?!-Krzyknął do niego i uniósł kilka centymetrów ponad podłogę.
-Nie mam, dresy skroiły mnie na osiedlu!-Kapturek wymyślał historię na szybko, cokolwiek, byle tylko nie powiedzieć, że koszyczek schował w krzakach przy płocie domu obok.
-Gówno mnie to obchodzi, miałeś oddać mi kasę, szmaciarzu! Zaraz dostaniesz taki wpierdol, że nawet do rzeźni cię nie przyjmą! Gadaj, kto ojebał cię z koszyczka, albo obije ci mordę!-Wilk nie dawał za wygraną, ale połknął bajkę o kradzieży.
-Tacy trzej, gówniarze, Sarenka, Zajączek i Lisek, piją tanie nalewki za śmietnikiem...-Kapturek ciągnął bajkę, gdy nagle drzwi otwarły się z jeszcze większym hukiem, niż się zamknęły i prawie wyleciały z zawiasów.
-Policja, nie ruszać się!-Krzyknął wąsaty policjant, mierząc przy tym do Wilka
-Puść go, skurwielu i ręce do góry!-Krzyknął drugi.
-Na ziemię i ręce za głowę, obydwaj!-Krzyknął trzeci.
„Szczęście w nieszczęściu”, pomyślał kapturek, kładąc się na podłodze i czując chłód stali kajdanek, zaciskających mu się na nadgarstkach.

Epilog

Kapturek zeznał przeciw Wilkowi i Babci, co sprawiło, że przesiedział tylko cztery osiem na dołku, szczęśliwie w osobnej kabinie. Po jego wyjściu od razu rozniosło się, że jest z niego pała i prawie nie wychodził z domu. Mama martwiła się o niego, ale tłumaczyła to sobie tym, że synek chce ochłonąć po tym, co go spotkało.
Wilk miał już zawiasy za pobicie jednego wieśniaka na imprezie, więc teraz dostał wyrok. Trzy lata.
Babcia za dilerkę dostał dziewięć miechów w zawieszeniu na trzy lata plus GPTO, czyli Gratisowa Przymusowa Terapia Odwykowa.
Tymczasem koszyczek znalazło trzech gówniarzy z osiedla i od razu poszli z tym do pasera Niedźwiedzia. Wyjebał ich na kasę, ale i tak byli zarobieni na tyle, że przez tydzień pili nalewki za śmietnikiem.

1 komentarz:

Rymika Myślicka pisze...

całkiem w porządku, nawet pomarańcze na chwilę się uśmiechnęły, ale pisze się 'marihuana'.

akcesoria do pedicure, makijażu ;D