środa, 7 lipca 2010

Musli

Powiedziałem pani Helence, że Sławek nie o taką Polskę walczył i wytatuuje sobie logo Batalionu 303 na klacie. Rzuciła we mnie Teorią Ewolucji Darwina, dobrze, że kawy nie niosłem, bo bym wylał.

Doraźny to w ogólności jest dobry. Zapiekanki jadł nie będzie, Zmierzchu trójki ściągnąć nie pozwoli, a DVDRipa znalazłem. Może i lepiej. Ale na weekend pożyczam aparat. Ma być ładnie, to coś pstryknę, może co złapię, jak ta Majka, co prawda tutaj huja jest do fotografowania, najwyżej zdjęcie można zrobić, ale co tam.

Dachy mi się ostatnio podobają. Chodzę po tym świecie, sprawdzam codziennie, czy pod moim blokiem przypadkiem nie napierdalają się magowie, Merlin z Voldemortem na przykład, ale pod blokiem też huja jest, najwyżej można usłyszeć wieczorem kto kogo sprzedał, albo, że dobre palenie, albo, że ten jebany sklep z dopalaczami rynek psuje i trza kości jak ramię od dźwigu za dwa pięć gonić, albo, że w Ameryce za osiemdziesiąt dolarów...

Bo dachy to takie ukryte są. Jak się idzie, albo się siedzi, to się patrzy najwyżej dwa metry nad ziemię i się gówno widzi, nie dach, a jak gołąb leci, to się też człowiek na gołębia patrzy, a nie na dach. Gołębie też są dobre, raz jednego karmiliśmy słonecznikiem niełuskanym i utył aż go nazwaliśmy królem gołębi i go auto rozjechało przy kwiaciarni na Matki Boskiej i wszystkim było szkoda, ale wszyscy szybko zapomnieli.

I zauważam dach, a tu napada mnie gość w garniturze, z torbą przewieszoną przez ramię i pyta, czy jestem stąd. Nie, kurwa, naturalnie, że z Tadżykistanu, a tutaj dorywczo marchewkę sprzedaję na bazarze i właśnie się spieszę na pociąg. Albo Habla espanol? i pa.

Jakoś mi się to wszystko nisko wydaje. Szeroko, nisko i coś jakby gniecie, wpierdala w ziemię, albo w przestrzeń międzychodnikową. Takie ciężkie jest i gęste. A jak się przechodzi koło klepsydr, to można pomyśleć, że zakończył życie z wynikiem śmiertelnym.

Spokój.

Brak komentarzy: