czwartek, 29 lipca 2010

Bo widzisz

-Bo widzisz, stary, z tym jest jak z koksem. Wciągasz gwoździa i napierdalasz jak trabant na vervie, czy tam ekodizlu, mniejsza o to. No wiesz, jakbyś się nażarł snikersów i horalków na pusty żołądek i te węglowodany ci napierdalają w mózg i sobie myślisz, że to jest koniec, że migotanie przedsionków i za chwilę spotkasz Boga, zajebiesz pyskiem w drzwi walhali, wbijesz się w brzuch buddy, czy w co tam wierzysz, a później sobie myślisz, że nie, jeszcze za wcześnie i wrzucasz niższy bieg, skrzynia ci rzęzi, matka cię opierdoli, że znowu hamujesz silnikiem i nic nie jesz cały dzień, albo coś takiego, zresztą nie wiem, jakie masz stosunki z matką.
No to inaczej. Bo widzisz, stary, to jest jakbyś sobie szedł spokojnie i patrzył na reklamy, albo wystawy w galerii, czy coś tam i nagle ktoś ci zajebał z łopaty w pysk. No sztychówki na przykład. Albo szpadla. Nie, raczej sztychówki. Albo jak czytasz Łowcę Androidów i ta robocica śpiewaczka pyta głównego bohatera, czy sam sobie robił ten test Voigta-Kampfa, albo jak na końcu Walca z Baszirem, kiedy sobie przypominasz, że to była prawda. Albo nie, wiem. Jak na Gwiezdnych Wojnach, kiedy nagle uświadamiasz sobie, że gdzieś, w odległej galaktyce, istnieją akapity latające w odpowiedniej kolejności.
Taka wiesz, różnica. Między poprzednim i następnym. Myślisz sobie "okurwa" i nagle do ciebie dociera, nagle jesteś osiemnaście centymetrów od ogarnięcia absolutu, już go masz, już dotykasz, już rozumiesz, masz cały ciąg logiczny i sens Zagubionej autostrady, Ereaserheada i Mulholland Drive razem wziętych i wystarczy tylko to wszystko nazwać i już koniec, end, finito, całość ogarnięta i można w końcu usiąść na dupie.

-I wtedy masz ten blekałt, bluskrin bez żadnych napisów?

-Dokładnie wtedy.

Brak komentarzy: