niedziela, 13 grudnia 2009

Six Days War

Ktoś wymyślił niedzielę dla fortepianu, dla zimnych popołudni i chłodnych wieczorów, dla książki roznegliżowanej na, nie wiedzieć, czemu, czterysta czterdziestej drugiej stronie i dla dymu, który zastyga w powietrzu i trzeba się upewniać, patrzyć za okno na miniaturowe płatki śniegu wirujące na wietrze, sprawdzić, czy czas aby na pewno się nie zatrzymał i jest w tym trochę emocji z dziecięcych lat, kiedy ciekawość i nadzieja miesza się ze strachem przed nieodgadnionymi konsekwencjami...


1 komentarz:

Anonimowy pisze...

brzmisz jak stasiuk :)