sobota, 23 kwietnia 2011

Leon

Zmieniłem szablon, a huj, zaszalejmy. Okrasa opowiada o jajach faszerowanych jajach, w telewizji, o pierwszej rano.

Tak, czy inaczej jest jakaś pustota. Łańcuszek mnie ni to straszy, ni to patrzy z wyrzutem z drzwi szafki, na których wisi. Czas zadumy, refleksji, wspomnień czas i wspominam zasadniczo, ale nie przez czas, a przez muzykę, której przypadkiem słuchałem dziesięć lat temu, pięć late temu, a którą przypadkiem włączyłem sobie wczoraj. Bo ja wiem, starzeje się chyba człowiek, skóra człowiekowi twardnieje i coraz mniej człowieka rusza.

Jeszcze niedawno, pamiętam, ten sam okres był czasem cukrowych zajączków, na które trzeba było czekać do rana, czasem osiedlowej wojny na wiadra. Później był czasem spotkań, okazji do spotkań ze znajomymi, z ludźmi, których nie można było tak łatwo zobaczyć na co dzień. Dziś mam cztery dni wolnego i nawet zamknięte sklepy przestały mnie wkurwiać, odkąd niedaleko dobrzy ludzie postawili stację benzynową z fajkami dostępnymi całą dobę.

Mówili, że apetyt będzie rosnąć w miarę jedzenia. Niezbyt.
Pih śpiewał, że coraz mniej ludzi do podzielenia się opłatkiem. Ich nigdy nie było wiele.
Zmiany nie są dobre, Leonie. I słusznie.

Brak komentarzy: