wtorek, 19 października 2010

Rękopis znaleziony w kieszeni

Zimny krawężnik uwiera mnie w tyłek. Zimny wiatr otula mi dłonie. Dłonie otulają ciepły żar papierosa, kawałki spalonej bibułki wirują w tym wietrze, ni to przyjaznym, ni obojętnym i w tym wszystkim, w szarym niebie, w pustce i zimnym powietrzu grudnia bez śniegu, pachnącym śmieciami i miałkim węglem próbuję sobie przypomnieć jak to wszystko się zaczęło, ale przychodzą mi do głowy tylko jakieś mieszane obrazy, sieczka, animowany teledysk do ckliwej piosenki o miłości, bo jak na złość wszystkie piosenki są o miłości, jakiś kamyk o obłym kształcie znaleziony nad rzeką, cięcie, uśmiech kogoś z długimi włosami i długim ciałem podczas wiosennego popołudnia, kiedy światło robi się matowe, a obraz ziarnisty, cięcie, papieros przykładany do ust z typowo dziecięcym zaangażowaniem kogoś, kto palenie traktuje poważnie, bo gdy się jest dorosłym, trzeba być poważnym, cięcie, zielony kubek z kawą na drewnianym blacie z wiśniowo-czerwonym obiciem, czy może farbą, raczej farbą, bo gdzieniegdzie jest zdarta, cięcie, popielniczka na tym samym blacie, pełna popiołu, filtrów i spalonych słów, cięcie i w końcu to widzę, stój, stop klatka, kurwa. Prawie to miałem, ale to zawsze ucieka, raz puszczony film, strumień urwanych obrazów wymieszanych z dźwiękami, zapachami, raz puszczona taśma nigdy nie chce się zatrzymać i zawsze jestem zły, bo znów nie udało mi się złapać i zatrzymać tego choć na chwilę, żeby zdążyć to zapisać, chociaż opowiedzieć, żeby nabrało to kształtów i nie straszyło już nierealnością, bo nigdy nie mam pewności, czy sobie czegoś nie wymyśliłem. Tak, pamięć potrafi robić takie rzeczy.

Brak komentarzy: