Tak, wróciłem. Metropolis mnie boli pod żebrem jak groch pod kolanem, więc wróciłem, gniecie uporczywie, aż mi się sok do herbaty zżelował w kisiel dżem, kurwa.
Strasznie mi pusto wkoło, bo moje najnowsze hobby jest moim najsmutniejszym hobby. Oglądam zdjęcia na fejsbukowych profilach imprezowni i z jednej strony sakramencko bawią mnie powyginane ciała dziewcząt zacnych i umalowanych mocno, co do dekoltów uczepione jak smark matczynej kiecy mają kawałki materiału, a mini miniaturowe tak, że niemal im wątroba prześwituje przez majtek koronkę oraz faciów o facjatach wyidealizowanych jak z żurnala, że aż konsternacja chwyta ile typ takiego typu lat spędził przed lustrem, odrysowywując z reklamy Calvina Boss'a fizji wyraz i piór układ, że o tej koszuli w kantkę przez grzeczność nie wspomnę. Z drugiej strony zaś strasznie mnie smucą puste mordy dziewcząt wypacykowanych jak na pogrzeb w jakimś siole, co cycki na wierzchu układają tak, by tylko sutek zakryć i wyginają się na widok fotografa, albo szczerzą nieszczerze, żeby dobrze wypaść, bo na fejsbuku wszyscy muszą koniecznie zobaczyć jak u nich dobrze jest, jak ciekawie, jak ładnie, pełno, żywo i prawdziwie, a rano te typy typu syn fryzjera budzą się obok kogoś zupełnie innego.
Tak jakby wszyscy robili wszystko, żeby tylko świat cały i oni sami mogli uwierzyć sobie, że nie są sami jak sam potrafi być tylko człowiek w kurewsko wielkim tłumie jednako pomalowanych kurew i pajacy, wszyscy nieudolnie dążący do kopulacji i gdzie z tym sznurkiem na imprezę, durna kurwo, ściąg ten makijaż, wskocz w dres i oglądaj dekstera z lodami.
Nie no, jakiś ogólnie smutny jestem. Ale moje nowe autko ma obszerną tylną kanapę i przyciemniane z tyłu szyby, so I got that going for me, which is nice.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz