środa, 18 września 2013

Smoke on the water

- Świadomość! - uniósłszy palec wskazujący ku niebiesiom, Konstanty ryknął do Zgromadzenia i niezwłocznie zapomniał, o czym miał przemawiać, gdyż zawartość krwi w alkoholu zmniejszyła mu się geometrycznie tuż po powstaniu z siedziska.
- Świadomość... - powtórzył, mniej już pewnie i, machnąłwszy ręką, usiadł i powrócił do napitku.
- Konstantemu chodzi o to - nieoczekiwanie podjął, milczący jak dotąd, Gerwazy - że z życiem nie można, jak mawiają mnisi z krajów Czyngis Chana, w tańcu się pierdolić.
Zgromadzenie popatrzyło z zaciekawieniem, a Jacenty, choć z wyglądu trzeźwy jak gdyby w życiu wypił tylko tyle, ile musiał, dostał gwałtownej czkawki i pokornie osunął się w fotel, rzucając jedynie, przerywane czkaniem, nauki o pingwinach birmańskich, co to liczyły sobie nawet metr i połowę, ale nikt nie zwrócił uwagi.
- W tańcu, mój drogi, pierdolić nie można się w ogólności. - Pewien swego Felidiusz wyrzekł swoje trzy grosze, ale i przez to musiał wyjść do sali tronowej, bo już prawie ulało mu się na szaty. Jacenty odprowadził go podskakującym wzrokiem i już nawet chciał coś powiedzieć, ale potężne czknięcie zgasiło jego zapał.
- To przez zimne piwo, pewnikiem. - Pouczył go Jan Sebastian.
- Świadomość, proszę ja was, tym się różni od wiedzy, że człowiek światły, gdy wysłać go po flaszkę, godnie powróci z dwoma. Świadomy zaś dołączy do nich zbawcze piwka, które ukryje na dzień jutrzejszy w skrytce tajemnej, by poranne cierpienia nie trwały dłużej niżby potrzeba.
Tu stała się rzecz przedziwna, gdyż słowa te, które z kolei przyszły od Bonifacego, obudziły we wszystkich drzemiącego dotąd poszukiwacza, i nawet czkający Jacenty znalazł pod stołem papierosa oraz zadaszony nocleg.

Brak komentarzy: