poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Skeczys

To co wielu ludzi nazywa kochaniem polega na wybieraniu jakiejś kobiety i ożenieniu się z nią. Wybierają ją! Przysięgam ci, sam widziałem. Tak jakby w miłości mogło się wybierać, tak jakby to nie był piorun który strzela w ciebie i zostawia cię zwęglonego na środku patio.
- J. Cortazar, Gra w klasy

"Na wschodzie, pośród Nowych Wysp, jest wyspa zwana Szklaną Wyspą, na której żyli ludzie zwani Zealotami, rodzący się w płomieniach, już dorośli, wieku lat około trzydziestu, pełni świadomości, spokoju i harmonii. Wiedzą, skąd przybyli, dokąd zmierzają oraz dlaczego tak się dzieje. Po gwałtownym wybuchu ognia gdzieś na skraju wyspy, powstały z popiołu człowiek otrzepuje się i zmierza ku osadzie, w której żyją podobni mu ludzie, od których to otrzymuje odzienie i dach nad głową, po czym, o nic nie pytając, zaczyna życie wśród społeczności. Nikt nie pyta go, skąd przybył, ani dokąd zmierza, gdyż wszyscy to wiedzą.

Po odkryciu wyspy, gdy pierwsze statki zacumowały nieopodal, a szalupy przybiły do brzegu, Ludzie Ognia, bo tak ich wtedy nazywano, niepewnie, acz bez strachu, przywitali żeglarzy, dając im odzienie, choć byli odziani, oraz dach nad głową. Odkryto tam niespotykany spokój. Ludzie ci nie znali pojęć takich, jak gniew, smutek, czy radość - żyli tylko z dnia na dzień, przetrwanie zapewniając sobie głównie dzięki połowom ryb oraz uprawie rozmaitych warzyw.

Gdy nazajutrz po pierwszym spotkaniu żeglarze po wyjściu z domów nie przystąpili do codziennych obowiązków, Zealoci popatrzyli na nich ze zdziwieniem, lecz z braku możliwości porozumienia, postanowili powrócić do swoich zajęć. Żeglarze uznali ich za lud nieszkodliwy acz dziwaczny, niemający nic do zaoferowania współczesnemu Głównemu Kontynentowi i po dniach około siedmiu, podczas których odnowili zapasy wody oraz żywności, a także byli świadkami codziennie rodzących się w płomieniach ludzi, powrócili na statek i odpłynęli.

Jakiś czas później z Głównego Kontynentu wysłani zostali mnisi w celu nawrócenia Zealotów na właściwą wiarę. Ekspedycja napotkała jednak ścianę ognia otaczającą wyspę na całej długości. Ogień nie dawał dymu, a w jego płomieniach, jak twierdzili mnisi, którzy szalupami podpłynęli możliwie blisko, dostrzec dało się znikające i na nowo pojawiające się sylwetki ludzkie, które jednak nie dawały oznak bólu ani agonii, jedynie zdziwienie oraz niezrozumienie.

Próby przeprawienia się przez ścianę ognia okazały się niemożliwe, nie dawały również wyników próby jej ugaszenia. Porzucono więc Szklaną Wyspę, uznając za niemożliwą oraz nieopłacalną do skolonizowania.

Ogień płonął żywo przez lat około pięćdziesiąt cztery, po czym pewnego dnia okręt kupiecki zauważył, że tam, gdzie zwykle bił blask płomieni, panuje mrok. Posłano kolejną ekspedycję, która nie natrafiła na ani jeden ślad człowieka żywego, jedynie domostwa i narzędzia, pozostawione tak, jakby z dnia na dzień wszyscy gwałtownie zniknęli, nienaruszone, z niewielką warstwą kurzu. Napotkano również rzecz niezwykłą, mianowicie w miejscu, gdzie na skraju wyspy winien leżeć piasek, podłoże stanowiła przezroczysta jak powietrze, twarda oraz zimna warstwa szkła bez skazy, o którą ekspedycja omal nie rozbiła szalup podczas przybijania do brzegu."

Zajebiście lubię stare kawałki, takie mam wrażenie, że je się jeszcze robiło po coś innego niż pieniądze i zabawianie ludzi w remizach przez jeden sezon, jakby się je robiło, żeby coś komuś powiedzieć.

Brak komentarzy: